Historia Józefa Panek
Spotkał mnie ten zaszczyt , aby na 70 lecie naszego Koła porozmawiać z wieloletnim Łowczym naszego Koła o myślistwie i nie tylko. Niektóre opowiedziane wspomnienia Kolegi Józefa Panka przelałem na papier 22.08.2018 roku a niektóre zostawiłem tylko dla siebie. W związku z tym ,że w gronie myśliwych mówimy sobie po imieniu w dalszej części będę używał imienia naszego kolegi.
Nie zamierzam tutaj skupiać się na przedstawianiu zasług jakimi może się nasz wieloletni Łowczy poszczycić ale chcę przypomnieć ,szczególnie młodym myśliwym ,jakie duże poczucie humoru posiada Kolega Józek. Nadmienię tylko ,że jest w tej chwili najstarszy stażem myśliwym w naszym Kole. Jest członkiem PZŁ od roku 1970. Wydana Wielka Księga Łowców Polskich zawiera również część jego życiorysu. Jako jeden z trzech naszych myśliwych posiada medal św. Huberta oraz Złoty Medal Zasługi Łowieckiej. Mieszka w Kołobrzegu i nadal intensywnie poluje . Myślistwo stanowi część jego życia. Znany jest również z wyśmienitych nalewek. Nikt tak dobrze jak Józek nie zna łowisk w terenie. Żadne maliniaki ,czy młodniki nie stanowią dla Niego tabu. Ile polowań zbiorowych , czy dewizowych skończyłoby się klapą gdyby nie znajomość łowiska przez naszego Kolegę i jego interwencje w tej materii. Wielu z nas znana jest przypowieść o tym , jak to na polowaniu zbiorowym Józek mówi ,że w tym miocie tam w dołku , w tych maliniakach są na pewno dziki. Wszyscy cichną i słuchają. Józek opowiada ,ze jak poluje to zawsze tam dziki były i dzisiaj również będą . Nastrój się poprawia , adrenalina rośnie , myśliwi się cieszą i nagle odzywa się Józek i mówi : ale
,, może się tak zdarzyć , że ich tam dzisiaj nie będzie „. I wszyscy w śmiech.W.
Krzysztof Zadka
WSPOMNIENIA MYŚLIWSKIE KOL. JÓZEFA PANEK
Wybraliśmy się kiedyś ze św. pamięci Władkiem Błaszczykiem na Poradź i przy pełni księżyca zauważyliśmy około 10 dzików przelatków . Siedzieliśmy obok siebie i umówiliśmy się ,że będziemy strzelać obaj jednocześnie. Rozłożyliśmy podpórki i stanęliśmy obok siebie. I Władek mówi ,,moja jest lewa strona a twoja prawa,, z tej watahy dzików. Pełna zgoda –tak tez się umówiliśmy. Ja natomiast mówię do Władka ,, wiesz ja troszkę lepiej od Ciebie strzelam, to ty strzelaj pierwszy a ja drugi zaraz za tobą bo trzeba to zrobić szybko „.Padły dwa szybkie strzały. Władek mówi ja trafiłem , ja mówię ,ze też. Dochodzimy do miejsca zestrzału a tam leży jeden dzik. Okazało się ,że zwierz ma dwie przestrzeliny obok siebie na tzw. ,,komorze „. Jeden wybrał prawą stronę , drugi lewą i obaj upatrzyliśmy sobie tego samego dzika.
Następna ciekawa sytuacja się wydarzyła podczas polowania dewizowego , w latach dziewięćdziesiątych. Przyjechała grupa myśliwych z Niemiec którzy zakwaterowali się w Zajeździe Kasztelańskim w Budzistowie. Wśród tej grupy był stary osiemdziesięcioletni myśliwy , który jeszcze nigdy nie upolował dzika. Podczas kolacji zasugerował ,że chciałby jechać indywidualnie na polowanie na dziki. Pojechałem z tym wiekowym myśliwym z Niemiec w moje tajne miejsce na trzciny gdzie dziki były pewne. W łowisku po krótkim czasie pojawiły się dziki a wśród nich dwa potężne odyńce. Dziadek ( bo tak nazwałem tego myśliwego) wcześniej przygotował się do strzału w oparciu o resztki starego płotu. Ja mówię dziadek tu podeprzyj bron i celuj . Spytałem jeszcze w którego będziesz strzelał. Odpowiedział ,że ,,gr?ße ,,Więc ja biorę lornetkę do oczu i patrzę na polanę obserwując te duże odyńce. Było to zima podczas pełni na ponowie , widoczność była bardzo dobra. Dziadek jak już oparł sztucer o płot to tylko było słychać jak lufa uderza o beton z powodu tzw. ,,trzęsianki” która dopadła myśliwego.
Nagle huk, wszystkie dziki uciekły w trzciny. Po kilku minutach idziemy w kierunku gdzie były dziki i co się okazuje nic nie ma. Obeszliśmy teren dookoła i ani kropelki farby. Ale cos mnie zaniepokoiło i spytałem dziadka do którego strzelałeś - do ,, ,gr?ße’. Po obszukaniu terenu poszliśmy jeszcze raz w miejsce zestrzału a tam leży dzik. Siedemnaście kilogramów po wypatroszeniu ważył ten ,gr?ße” dzik. Podczas kolacji były owacje oraz radość wszystkich myśliwych z upolowanego pierwszego dzika. Wszyscy dziadkowi gratulowali i cieszyli się, a najbardziej sam zainteresowany. Następnego dnia na polowaniu zbiorowym również dziadkowi bór darzył , ponieważ ( raczej przypadkiem ) upolował niedużego dzika trafiając go w biegu prosto w komorę. Jak się okazało za rok było to ostatnie jego polowanie. W późniejszym czasie ja upolowałem te dwa odyńce , które miały ca. 130, 140 kg.
A z takich własnych przeżyć to dosyć ciekawe było zdarzenie w łowisku ,,Samowo „ jeszcze w latach 80 tych. W łowiska odległe od Kołobrzegu jeździł mało kto. Było tam takie eldorado jeżeli chodzi o polowania na dziki , ponieważ były to czasy PGR-ów. Pojechaliśmy na polowanie z Makówką i Gackim jeszcze w tym czasie maluchem. Wyobraź sobie ,że udało mi się upolować cztery dziki , wszystkie powyżej 100 kg w jeden wieczór. Teraz jest to nie do pomyślenia. Dwa razy tym maluchem jeździliśmy do skupu ,transportując po dwie sztuki upolowanych dzików. W latach 70 tych w kole łowieckim było około trzydziestu myśliwych a polowało około siedmiu intensywnie. Wielkość obwodów była taka sama i tych siedmiu myśliwych realizowało roczne plant pozyskania zwierzyny. Teraz mamy w naszym Kole osiemdziesięciu myśliwych. Dokumentacja łowiecka mieściła się w jednym zeszycie, a nie tak jak teraz w kilkunastu segregatorach. Gdzieś ten zeszyt jeszcze mam.
Wiesz Krzysiek zawsze się wspomina ,że kiedyś to myśliwi pili alkohol ( nie tak jak teraz) po polowaniu. Oczywiście były takie przypadki ale żeby ci młodzi nie myśleli ,że tylko tak było, to powiem taką anegdotę na koniec:
Na balu myśliwskim siedzi przy stole towarzystwo i rozmawia.
Małżonki tych myśliwych zaczynają się śmiać ,że podobnie jak wędkarze umiecie się tylko chwalić .
I jedna z pań mówi ,,powiedzcie cos takiego co faktycznie jest nie możliwe aby się zdarzyło”.
Jeden z gości mówi ,że kiedyś jednym strzałem położyłem trzy dziki. Po tej wypowiedzi obecne Panie patrzą na niego z politowaniem i mówią ,że to możliwe gdyż mogły się dziki tak ustawić jeden za drugim i mogło się to wydarzyć. Nic nadzwyczajnego. Drugi mówi ,że kiedyś strzelił lisa na drzewie. No jest to również możliwe w przypadku pochyłego drzewa w skrajnym przypadku mogło się zdarzyć. Natomiast trzeci myśliwy zaskoczył wszystkich i mówi : ,,kiedy pojechał na polowanie z młodym adeptem myślistwa który strzelił dzika . Zgodnie z zasadami uczę go jak się zachować z upolowaną zwierzyną po strzale. Mówię do młodego teraz po wypatroszeniu rozpal ognisko , upieczemy wątróbkę i tradycyjnie wypijemy po kieliszku nalewki. I ten młody myśliwy (przygotowany na te okoliczność ) wyjął butelkę i siłując się z nią kilka minut stwierdził ,że nie może jej otworzyć. I tak to trzeźwi wróciliśmy z polowania tego dnia „ .
Obecne przy stole panie powiedziały niemal jednocześnie: ,, no to faktycznie jest nie możliwe” .
Uśmiali się wtedy wszyscy obecni na imprezie do łez. Tak to kiedyś było.
Wspomnienia opisał Józef Panek w sierpniu 2018r. a wysłuchał je Krzysztof Zadka